Brak wyników

Szkolne sprawy

17 kwietnia 2019

NR 10 (Marzec 2019)

Spór o prace domowe trwa!

0 813

W ostatnich tygodniach bardzo głośno zrobiło się w temacie prac domowych, a dokładniej w ich ilościach. Rodzice na forach internetowych i listach do rzecznika praw dziecka umieszczają kolejne wpisy rozpaczy dotyczące godzin spędzonych z dziećmi nad odrabianiem prac domowych. Wielokrotnie wybrzmiewa: „To szkoła a nie dom jest miejscem do nauczania i utrwalenia wiadomości zdobytych podczas zajęć lekcyjnych (…) dom powinien być miejscem wypoczynku po wykonanej przez dziecko pracy w szkole (…) praca domowa powinna być zachętą do zdobywania przez dziecko dodatkowej wiedzy”. To tylko wybrane głosy rodziców, które stanowczo mówią „nie” pracom domowym.

Analizując aktualne przepisy prawa oświatowego, nie znajdziemy nic o zadaniach domowych, a już tym bardziej o ich ocenianiu. Zdaniem Ministerstwa Edukacji Narodowej to szkoła powinna w statucie uregulować temat prac domowych, a sam Marek Michalak jeszcze za czasów urzędowania jako Rzecznik Praw Dziecka głosił, że dopuszczanie do nadmiernego obciążania dzieci pracami domowymi narusza przepis art. 31 Konwencji o prawach dziecka, zgodnie z którą młodzi ludzie mają prawo do wypoczynku i czasu wolnego, do uczestniczenia w zabawach i zajęciach rekreacyjnych stosownych do ich wieku.

Niewątpliwie wśród zwolenników zadań domowych usłyszymy wiele zalet tego typu zdobywania wiedzy, a w śród nich: 
„Możliwość utrwalania przerabianego materiału, możliwość pogłębiania wiedzy poprzez dostęp do dodatkowych źródeł, biblioteki oraz Internetu, możliwość pracy we własnym tempie i przygotowania się do kolejnych lekcji, rozwijanie samodyscypliny i samodzielności.” 

Co zatem piszą rodzice:
 

  • Prace domowe w klasie drugiej są zadawane codziennie (z czego ja akurat się cieszę, bo moim zdaniem to uczy dzieci systematyczności). Ale nie zajmują 1,5 h dziennie! Gdyby tak było też bym się zbuntowała. U nas zwykle są to dwie strony A4 – jakieś zadanie do pokolorowania, kilka linijek, szlaczków, ewentualnie coś z matematyki albo z domowniczka, gdzie mają szlaczki lub literki właśnie.
  • Mam dziecko w pierwszej klasie (klasa złożona z samych sześciolatków) i jestem w szoku, jak dużo te w sumie jeszcze małe dzieci mają zadawane – zadania są z dnia na dzień.


Wielu rodziców uważa, że w edukacji wczesnoszkolnej dzieci powinny się tylko uczyć. Są zdania, że im wcześniej się nauczą, tym lepiej; że dzieci muszą wiedzieć, czym jest czas na zabawę i na obowiązki. Tylko czy to powód, dla którego dzieci przynoszą po kilka stron prac domowych do wykonania w domu? 

Pewnie są dzieci, którym taka forma ćwiczenia motoryki małej będzie się podobać. Większość jednak taką formę treningu uważa za nudę. Doskonale wiemy, że rozwijanie tych umiejętności można wykonywać w zupełnie inny sposób, bez prac pisemnych. Wiele metod wymaga jedynie pozwolenia dzieciom na swobodne zabawy. Weźmy choćby malowanie. Już w samym malowaniu możemy szaleć kreatywnością i rozwijać motorykę pędzlami, wacikami, kwiatami, gąbkami, gałązkami. Możemy rysować, nawlekać, szyć, kleić, lepić z plasteliny, rysować pisakiem. Istnieją zatem setki form na to, by rozwijać motorykę małą i to niekoniecznie przy użyciu długopisu i kartki. Przecież nie chodzi o nic innego z tą motoryką, jak o zbudowanie u dziecka umiejętności – „by rączka potrafiła zrobić to, co pomyśli główka”, a do zbudowania świadomości, jak działają nasze ręce, wcale nie potrzebujemy szlaczków zadanych do domu.
 

  • Dwie, trzy strony szlaczków raz w tygodniu, co to jest.
  • To żadna praca domowa – nawet słabszym dzieciom nie zajmie to więcej niż pół godziny.


Często takie opinie słychać wśród rodziców i przeczytać je można na forach internetowych poświęconych pracom domowym – tak, takie fora istnieją i nie brakuje tam zagorzałych dyskusji. Należy się wówczas zastanowić, czy na pewno dzieci w wieku wczesnoszkolnym powinny godzinami ślęczeć nad szlaczkami i innymi zadaniami. 

Ważne

Wiek wczesnoszkolny, jak sama nazwa wskazuje, to najlepszy czas, by poprzez zabawę – najlepiej tę swobodną, codzienną, spontaniczną zdobywać nowe umiejętności.


Pozwólmy dzieciom cieszyć się dzieciństwem, nie katujmy ich pracami domowymi. Pokażmy światu i całemu systemowi edukacji, że potrafimy kreatywnie, przez zabawę, nauczać nasze dzieci. Udowodnijmy, że świat nie będzie gorszy tylko dlatego, że w szkołach nie będzie zadawanych prac domowych. 
Spójrzmy na to trochę z perspektywy dziecka. Ono nie nauczy się biegle mówić i czytać w obcym języku w wieku sześciu, siedmiu lat, bo nie ma wykształconych cech biologicznych, które rozwinięte umożliwiają to w późniejszym wieku. Każdy wiek ma swoje prawa, a dziecko ma prawo do poznawania świata jak najbardziej empirycznie. W końcu nauczyciel nie realizuje podręcznika czy ćwiczeń, a podstawę programową.

W tym momencie pojawia się jeszcze jedna kwestia. Ocena wykonanego, lub nie, zadania domowego. Przepisy prawa nie definiują pojęcia zadania domowego, w tym samym zakresie nie można zatem oceniać dziecka. Jak je ocenić, skoro ono tak faktycznie czasem nie ma możliwości wykonania zadania? Nauczyciele klas pierwszych, drugich i trzecich często stosują tablice motywacyjne, na których oceniają postępy dziecka w grupie rówieśniczej. Co z dziećmi, które nie zrobią lub nie potrafią wykonać zadania? Są skazane na porażkę. Tablica motywacyjna z zasady ma oceniać pozytywnie. Kolorowe buźki, znaczki, emotikony z założenia nie mają pokazywać niepowodzeń, które bardziej utrwalają się w pamięci niż odnoszone sukcesy. Taka sytuacja sprawia, że tak naprawdę pani po cichutku przy odbieraniu dziecka zwraca uwagę opiekunom, że dziecko nie wykonało zadania, a oprawcą zmuszającym do wykonania zadania domowego staje się rodzic, który nie chce być postawiony do kąta.

I chyba już ostatnia kwestia. Jaki jest główny cel edukacji wczesnoszkolnej? Zachęcenie do zdobywania wiedzy na kolejnych etapach edukacji. Czy prace domowe mobilizują dziecko do zdobywania wiedzy, czy tylko zniechęcają do nauki i rodzą obawy przed szkołą? Zapewne część dzieci uwielbia siedzenie nad szlaczkami w domu, w innych jednak konieczność poświęcania jazdy na rowerze czy zabawy z psem na poczet wykonania pisemnej pracy domowej sieje ziarno obawy przed szkołą. Obawa przeradza się w lęk i niepokój, a ten rodzi stres, i zamiast pobudzać do rozwoju, powoduje blokadę i niechęć do kolejnego, jakże ważnego, etapu życia młodego człowieka, jakim będzie klasa czwarta. Pamiętajmy, że tym młodym człowiekiem jest ktoś nam najdroższy. Sami musimy zadać zatem pytanie nie o to, czy można, ale czy warto? Czy zadawanie prac domowych przynosi więcej szkód, czy korzyści?
 

Przypisy